Poniedziałkowa wizyta Bronisława Komorowskiego w Mongolii znów staje się okazją do poruszenia kwestii przywrócenia ambasady RP w tym kraju. Głównym punktem kilkugodzinnego pobytu prezydenta będzie udział w Forum Biznesowym Mongolia-Polska, a to właśnie brak placówki dyplomatycznej jest główną barierą hamującą współpracę gospodarczą.
Przypomnijmy, istniejącą od 1960 r. ambasadę w Ułan Bator Polska likwidowała dwa razy. Została zamknięta w 1995 r., po czym po czterech latach wznowiła działalność, ale 31 sierpnia 2009 r. znowu z niej zrezygnowano. W obu przypadkach przyczyną tego były oszczędności. O ile za pierwszym razem było to zrozumiałe, bo w połowie lat 90. Mongolia była pogrążona w głębokim kryzysie gospodarczym i współpraca z nią praktycznie zamarła, to druga decyzja była bardzo kontrowersyjna.
W 2009 r. w Mongolii, mającej ogromne złoża surowców naturalnych, właśnie się zaczynał boom wydobywczy i interesowały się nią wszystkie największe koncerny górnicze, co przełożyło się na to, że dziś jest ona jednym z najszybciej rozwijających się państw świata. Nadzieję na przywrócenie ambasady dała wizyta prezydenta Mongolii Tsakhiagiina Elbegdorja w Polsce w styczniu tego roku, podczas której tę kwestię omawiano, a Bronisław Komorowski zapowiedział, że będzie wspierał tę inicjatywę.
Przeszkodą jednak mogą być oszczędności w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. W marcu szef dyplomacji Radosław Sikorski mówił, że koszt funkcjonowania placówki dyplomatycznej nie powinien być wyższy niż 1 proc. polskiego eksportu do danego kraju, a w przypadku gdy jest on wyższy, należy się zastanowić nad celowością jej utrzymywania[1]. Nasz eksport do Mongolii osiągnął w 2012 r. wartość 47,26 miliona dolarów[2], co oznacza, że gdybyśmy mieli ambasadę w Ułan Bator, znalazłaby się ona na liście placówek zagrożonych likwidacją. Wprawdzie sam Sikorski mówił o pewnej elastyczności w stosowaniu tej reguły, ale czym innym jest oszczędzenie istniejącej już ambasady, a czym innym otwieranie nowej od razu nie spełniającej warunku.
Na sprawę można jednak spojrzeć też z drugiej strony – obroty w handlu z Mongolią są tak małe m.in. właśnie z powodu braku polskiej ambasady. A nawet pomimo braku ambasady Polska zajmuje wśród państw Unii Europejskiej trzecie miejsce pod względem wielkości eksportu do Mongolii – po Niemczech i Francji, nieznacznie wyprzedzając Wielką Brytanię i Włochy. Oczywiście, z racji odległości oraz niewielkiego potencjału ludnościowego i gospodarczego Mongolia nigdy się nie stanie dla Polski kluczowym odbiorcą naszych towarów[3], ale zwiększanie obrotów handlowych nie jest jedyną wymierną korzyścią z posiadania ambasady. GDF Suez zapewne nie wygrałaby kontraktu na budowę nowej elektrociepłowni dla Ułan Bator, a Areva nie byłaby głównym kandydatem do budowy elektrowni jądrowej, gdyby w Mongolii nie było francuskiej ambasady. Niemcom bardziej niż na sprzedaży towarów do Mongolii zależy na imporcie z niej metali ziem rzadkich – 17 pierwiastków, które są wykorzystywane do produkcji wysoko zaawansowanych technologicznie urządzeń. A biorąc pod uwagę niejasną politykę mongolskich władz wobec zagranicznych inwestycji w sektorach strategicznych, firmy wydobywcze nie mające wsparcia ambasady własnego kraju, nie mają też wielkich szans na sukces. MSZ ma wprawdzie alternatywne pomysły, jak wspólne przedstawicielstwa z innymi państwami, sieć ambasadorów wizytujących czy outsourcing wizowy, ale nie we wszystkim zastąpią one stałe przedstawicielstwa. O ile ambasada jednego kraju może przyjmować wnioski wizowe do innego kraju (takie porozumienie zawarły w tym roku Czechy i Estonia), to lobbować na rzecz naszych firm w Mongolii nikt za nas nie będzie.
Swoje ambasady w Ułan Bator ma obecnie 20 państw, a prawie 50 kolejnych jest w Mongolii reprezentowanych – tak jak Polska – poprzez placówki w Pekinie, ewentualnie Moskwie, Seulu i Tokio. Jeśli chodzi o państwa Unii Europejskiej, to ambasady ma pięć z nich – Niemcy, Francja, Wielka Brytania, Czechy i Bułgaria, a oprócz Polski nad ich otwarciem zastanawiają się też Węgry i Szwecja. Ciekawe są zwłaszcza przypadki Bułgarii i Węgier. Oba te kraje, podobnie jak Polska, zlikwidowały ambasady ze względów oszczędnościowych – Węgry w 2006, a Bułgaria w 2012 r. – i oba sprzedają do Mongolii znacznie mniej towarów niż Polska. Wartość węgierskiego eksportu to niespełna 10 milionów dolarów, bułgarskiego – niecałe cztery. Mimo to bułgarska ambasada we wrześniu tego roku, czyli niecałe półtora roku po zamknięciu, wznowiła działalność. Co jest najlepszym dowodem, że błędne decyzje można szybko naprawić.
B. Niedziński: Dlaczego warto mieć ambasadę w Mongolii
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz